Wybory i katastrofa
Adam Michnik powiedział onegdaj, że Bronisław Komorowski przegra tylko, jeśli pijany przejedzie na pasach zakonnicę w ciąży. Oczywiście nawet szympans z rzędu naczelnych nie powiedziałby raczej takiej bzdury, jak redaktor naczelny Gazety Wyborczej. Mimo, że cenię sobie Michnika, to kretynizm jaki wtedy z siebie wydobył, do dziś budzi mój niesmak. Oczywiście odnoszę to do sytuacji, gdy ta wypowiedź dotyczyła Komorowskiego. Gdyby Adam Michnik powiedział dzisiaj to samo w odniesieniu do Andrzeja Dudy, byłaby to głęboka prawda. Taka diagnoza spotkałaby się z moim pełnym zrozumieniem.
Absolutnie nic, co obecnie zrobi Andrzej Duda, nie osłabi jego poparcia. PiS bowiem to nie jest już partia, to jest wiara. Nie ważne, czy Andrzej Duda przejechałby na pasach przysłowiową zakonnicę w ciąży, czy ułaskawiłby pedofila, już nie przysłowiowego. To nie ma znaczenia. Akolici z rządu odpowiednio to wytłumaczą, prezydent na wiecu wściekle pokrzyczy, a lud uwierzy. Mam na myśli jego wyborców, u których nic nie zachwieje wiary w partię matkę i jej reprezentanta. Fenomen tej politycznej religii ma moim zdaniem podłoże znacznie wcześniej. Aby to zrozumieć, musimy cofnąć się o dekadę. Mianowicie do katastrofy smoleńskiej, ogromnej tragedii, która miała miejsce w 2010 roku.
Wszyscy wiemy, co się wtedy stało. Problem w tym, co w sprawie tego wypadku lotniczego zrobili ludzie z PiS-u wraz z poplecznikami. Zaczęto systematycznie i systemowo wmawiać ludziom, że to nie była żadna katastrofa, a zamach. Początkowo snuto teorie, że to Tusk z Putinem za tym stali. Po jakimś czasie stopniowo przechodzono do stanowiska, że zamach zorganizowali jacyś nieokreśleni wrogowie, tajemniczy przeciwnicy i podłe, nieuchwytne siły. Przez lata sączono obecnym wyborcom PiS-u, że komisja Jerzego Millera, to zespół ignorantów, oszustów i ludzi chcących zatuszować prawdziwą przyczynę katastrofy. Ludzie z PiS-u oraz sprzymierzeni z tą partią, w sposób ustawiczny i konsekwentny wmawiali społeczeństwu, że to żaden wypadek, tylko najprawdziwszy zamach, podły okrutny i zdradziecki. Co tam ustalenia ekspertów zajmujących się wypadkami lotniczymi? Co tam oczywista presja nakładana na pilotów, aby wylądowali wtedy za wszelką cenę? Co tam pogoda, w której absolutnie lądować się nie powinno, zwłaszcza na tak prowizorycznym lotnisku? Jakie to ma znaczenie? Dla PiS-u i jego środowiska, żadne! Z zegarmistrzowską precyzją od niemal 10 lat, PiS buduje mit zamachu smoleńskiego z uporem wielkim, jak planowany Centralny Port Komunikacyjny. Podkomisja smoleńska Antoniego Macierewicza oczywiście dalej działa, dalej coś niby ustala. Pomijając już, czy używa do tego puszek i parówek czy nie, znamienne jest to, że tej farsy nikt z rządu wydaje się już nie brać na poważnie. Mit katastrofy smoleńskiej już się wypalił i nie jest do niczego potrzebny. Nie jest tutaj ważne, że te wszystkie brednie o zamachu, bombach i wybuchach są warte tyle, co teorie o płaskiej Ziemi i gwiazdach poprzylepianych na firmamencie klejem Super Glue. Ważne jest to, że przez ostatnie lata, wielu ludzi mających, nazwijmy to, swobodny stosunek do analizowania rzeczywistości, w to uwierzyło. Tacy wyborcy, nawet jak dzisiaj kompletnie nie myślą o katastrofie smoleńskiej, a w większości nikt dziś o tym nie myśli, gdzieś w podświadomości mają zakodowane, że PO, Tusk, Putin, zagranica itp. zabili nam prezydenta i trzeba głosować na Dudę. Zobaczcie jakie to proste. Zbudować w sporej części społeczeństwa poczucie, że konkurencyjna strona sceny politycznej dokonała okrutnego morderstwa 96 ludzi i dać sobie tym samym moralny mandat do bycia tymi jedynymi, prawymi i sprawiedliwymi. Genialne! Jednocześnie straszne, że tacy ludzie w Polce rządzą.
Trzy lata temu Jarosław Kaczyński krzyczał bez żadnego trybu z mównicy sejmowej do opozycji, że zniszczyła i zamordowała jego brata, dodając sławetne – jesteście kanaliami. Antoni Macierewicz natomiast, w kwietniu tego roku perorował w Polskim Radiu 24, że był materiał wybuchowy, była eksplozja w skrzydle, była eksplozja w centropłacie i było zniszczenie samolotu na skutek wybuchu. Jakoś nikomu głoszenie tych absurdalnych niedorzeczności już nie przeszkadza. Wielu wyborców partii matki i Andrzeja Dudy nadal w to wierzy. Opozycja natomiast do tego się przyzwyczaiła i temat odpuściła. Politycy opozycji najwyraźniej stwierdzili, że nie można wymagać od płaskoziemców, że przestaną rozgłaszać, że Ziemia jest płaska. Moim zdaniem to duży błąd, bo powinno się piętnować rozpowszechnianie kłamstw na temat katastrofy smoleńskiej. Najgorsze jest jednak to, że politycy PiS-u doskonale wiedzą, że nie było żadnego zamachu. Oni cynicznie, z pełną premedytacją wykorzystali katastrofę lotniczą do stworzenia baśni o zamachu, która stała się podstawą wiary, o której na początku wspomniałem. Tak więc partia, która dokonuje jednego z największych oszustw w dziejach nowożytnej historii Polski, drugi raz z rzędu wygrywa wybory i nie wykluczone, że po raz drugi będzie miała swojego prezydenta. Czy naprawdę, jako naród zasługujemy na to, aby rządzili nami ludzie, którzy swój sukces zbudowali na tak ordynarnym, bezgranicznym i świadomym kłamstwie? Druga tura wyborów to pokaże i mam niestety obawę, że na to zasługujemy.
Paweł Szyszkowski